sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 11 " Oddech pustych ścian"

  Xeravina is coming... 
Witam wszystkich, kolejny rozdział właśnie nadszedł, a wraz z nim ja, heh XD Życzę miłego czytania, a finał nadchodzi wielkimi krokami, tak więc coraz więcej się dzieje! :P

              Siedziałem przy pustym, długim stole, zastanawiając się,gdzie podziewają się Aristowowie. Jedynym źródłem światła w tej wielkiej stołówce był świecznik. Płomienie świec oświetliły moją mizerną twarz, pozbawioną nadmiernego owłosienia. Tanaka nie towarzyszył mi w kolacji. Powiedział,że nie jest głodny,a ja i tak wiedziałem swoje. Luna do tej pory nie wróciła. Było już ciemno. Próbowałem go przekonywać,że pewnie udała się do miasta,ale sam byłem złej myśli. Do tej pory zdążyłem zobaczyć tylko Igę. Weszła do naszego pokoju i poprosiła abyśmy zeszli na obiadokolacje. Jednocześnie przeprosiła,że nie przekazała nam wiadomości o dłuższej nieobecności jej rodziny . Tłumaczyła to gromadzeniem zapasów. Jednak zdziwiło mnie,że z podróży wróciła tylko ona. W słabym świetle widziałem, jak krzątała się po kuchni.Była czymś przygnębiona. Od dostarczenia mi posiłku, nie wydusiła z siebie żadnego słowa.Od tego czasu kątem oka zacząłem się jej przyglądać.Usiadła przy małym stoliku w osobnym pokoju i powolnymi ruchami zamaczała łyżkę w zupie, spoglądając co jakiś czas w okno. Wyczułem,że się czegoś bała,ale nie chciałem się odzywać. Jeszcze by mi powiedziała,że mieszam nos w nieswoje sprawy.
      Nie mogłem niczego przegryźć.Pragnąłem jedzenia,ale czułem,że ostatnim razem,gdy tak łapczywie spożywałem posiłek, coś mi zaszkodziło. Gdy suwałem widelcem po porcelanowym talerzu i układałem groszek w kopkę, usłyszałem trzask.Uniosłem głowę. W korytarzu ktoś zaświecił światło. Na początku pomyślałem,że wróciła reszta domowników. Byłem w błędzie.
              - Dobry wieczór!
              Do moich uszu dobiegł nieznajomy ,gruby ,męski głos. Na boazerii dostrzegłem zarysy trzech sylwetek. Nie mogła być to więc reszta Aristowów. Chyba, że nie poznałem wszystkich członków rodziny na kolacji. Iga wstała od stołu i wychyliła się z kuchni.
              - Dobry wieczór.- odpowiedziała niezbyt entuzjastycznie.
              - Mamy tu panienkę, którą trzeba się zaopiekować.
              Na słowo "panienka" odłożyłem widelec i wychyliłem się do przodu. To, co zobaczyłem, zaparło mi dech w piersiach. Mężczyzna rozmawiający z Igą miał na rękach Lune.Natychmiast rzuciłem całą tą kolacje i wstałem od stołu. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi jadalni. Wtedy jeszcze bardziej ogarnął mnie strach. Moja towarzyszka miała wiele zadraśnięć. Największa rana znajdowała się na kolanie, z którego nadal sączyła się krew.Luna za bardzo nie kontaktowała. Jej głowa opadała bezwładnie w dół.
              - Boże-powiedziałem w końcu - co się stało?-spojrzałem po przybyłych, oczekując wyjaśnień.Już nawet nie obchodziło mnie, kim byli nieznajomi. Wśród tej dwójki dostrzegłem Misze. Jak zwykle stał z kamienną twarzą i nic go nie wzruszało. Iga rzuciła mu gniewne spojrzenie, przybliżając się do nieznajomego mężczyzny.
              - Co się stało?!- warknęła, nie spuszczając wzroku z Miszy.
              - Zemdlała- wycedził przez zęby jej brat.
              - W takim razie skąd zadraśnięcia?- dopytywałem złośliwie, również spoglądając w jego kierunku.
              - Upadła na kamienie- wyjaśniła nieznajoma,spoglądając na mnie dużymi, brązowymi i jednocześnie wystraszonymi oczami.
              Rozmowę przerwało nam trzaśnięcie wejściowych drzwi. Aksinia wpadła do domu jak torpeda i od razu wiedziała,co ma powiedzieć.
              - Zabierzcie ją do pokoju. Iga, do cholery, rusz się! Przynieś opatrunki i jedzenie dla gości!-syknęła starucha.Domyśliłem się,że między członkami rodziny w nocy mogło dojść do poważnej kłótni.Przybyła para była w szoku, przyglądając się zaistniałej sytuacji.
              - Sama się rusz ! Mam dość ciebie i tej całej, pieprzonej farmy!- wrzasnęła na nią jej córka Wpadła w furie. Gdyby nie było mnie, czy nowych gości, mogło by dojść nawet do rękoczynów. W Aksini wszystko się gotowało.Próbowała to stłumić.
              Iga chamsko otarła się o ramię Miszy i wyszła do salonu.
              - Czy mogę zabrać od ciebie Lunę?- spytałem mężczyzny.
              - Oczywiście- uśmiechnął się lekko i położył ciało dziewczyny na moich rękach.Nie miałem problemów, żeby ją unieść. W końcu zawsze był ze mnie kawał chłopa, a moja towarzyszka była mała i szczupła.
              - Przepraszam państwo za zamieszanie i zapraszam na górę,odświeżycie się, a potem przyszykuje wam kolacje-wydyszała Aksinia, powoli się opanowując
              - Bardzo dziękujemy- odparła kobieta.
              Starucha ruszyła po schodach jako pierwsza, ja z Luną na rękach szedłem jako drugi,a za nami wlekła się para, podejrzewałem że małżonków. Głowa rodziny jeszcze raz przeprosiła nowych gości, otwierając im drzwi do swojego pokoju.
              Musiałem zejść i dojeść kolacje. Przy okazji poznałem w końcu Antona i Natalie. Bardzo sympatyczni ludzie. 
/Fragment pisała Avem/

              Tanaka zbudził się nagle i niespodziewanie. Wolno podniósł się i usiadł na łóżku, sycząc, gdy ból w złamanej nodze odezwał się gwałtownie. Zdusił w sobie głośny jęk i rozejrzał się, szukając wzrokiem swoich towarzyszy. Zatrzymał wzrok na mnie a następnie na Lunie, której przyglądał się znacznie dłużej. Po długiej chwili przeniósł spojrzenie na okno, przez które wlewało się do pomieszczenia światło księżyca i gwiazd upstrzonych na nocnym niebie. Czuł, że już nie zaśnie, a przynajmniej że sen nie zmorzy go przez długi, długi czas.
                Położył się, zagłębiając w poduszkę, gdy usłyszał głośny łomot dochodzący gdzieś z dołu. Coś spadło na ziemię, poturlało się i uderzyło w ścianę. Następnie rozległy się kroki, tak ciężkie, że cała konstrukcja tejże chaty zatrzęsła się, zadygotała. Tanaka momentalnie wstrzymał oddech. Przeczuwał, że zaraz stanie się coś ważnego, czego nie może przegapić.
                Intuicja go nie myliła.
                Ktoś tam, na dole, zakaszlał, a do uszu Azjaty doszły ciche pojękiwania, przepełnione bólem i strachem. Coś zapukało w ścianę tuż obok łóżka mężczyzny, a następnie rozległ się przejmujący wrzask, jakby właścicielem owego głosu było zarzynane prosię. Chwilę później wrzask urwał się gwałtownie.
                - Stul pysk!
                Serce Tanaki zamarło. Dałby sobie nogę uciąć, w szczególności tą złamaną, że głos należał do jednego z członków tej poczciwej rodziny Aristow.
                - Nie, błagam! – wrzasnął męski głos, dość dojrzały, a więcej w nim było wściekłości, niźli strachu.
                - Stul pysk, powiedziałem!
                Coś ciężko opadło na podłogę, zapewne nieznany Tanace mężczyzna został uderzony, przez co upadł na ziemię.
                - Ktoś jest tam na górze, tak?! – Tym razem w krzyku nie było ani krzty strachu, dominowała wściekłość i nienawiść, tak bardzo odczuwalna. – Nie chcesz, żeby mnie usłyszeli?! To…
                Urwał gwałtownie, by zawrzeszczeć potwornie. Tanaka skrzywił się pod wpływem tego krzyku. Coś tu jest nie tak, pomyślał, zsuwając nogi na ziemię i gryząc wargi, by nie wydać z siebie jęku. Kto tam jest? Będę musiał to sprawdzić…
                - Zamknij się! – zaryczał gospodarz, uderzając w coś mocno. Tanaka obawiał się, że było to ciało mężczyzny, przygwożdżone do ściany.
                Zerknął na mnie, leżącego na łóżku po drugiej stronie pokoju. Jak on miał tam dotrzeć? Gdyby doskoczył do niego na zdrowej nodze, ci z dołu z pewnością by go usłyszeli. Gospodarz zapewne umilkłby, a na następny dzień skończyliby tak, jak nieznajomy mężczyzna.
                Chwycił więc poduszkę, która leżała na jego pryczy, i z całej siły cisnął nią we mnie, celnie trafiając w twarz. Usiadłem, rozglądając się nieprzytomnie i przetarłem zmęczone oczy. Tanaka syknął, próbując zwrócić na siebie uwagę.
                Zerknąłem na niego kątem oka.
                - Słuchaj – szepnął Tanaka, modląc się w duchu, aby krzyki rozległy się ponownie.
                Nie musiał długo czekać.
                Kolejne ciężkie kroki poniosły się po chacie, załomotały drzwi, gwałtownie otworzone. Mieszkańcy tego miejsca najwyraźniej nie dbali zbytnio o ciszę.
                - Jak ci idzie? – usłyszeli babciny, zimny głos.
                - Dupek drze się, wie, że mamy gości, sukinsyn. – Splunięcie. – Boję się, że wszystkich pobudził.
                - Zabierz go do stodoły – zaproponowała starsza kobieta. – Tam nikt go nie usłyszy.
                - Jest jeszcze dziecko. Jak zobaczy, że brata nie ma, może wpaść w panikę.
                - Zostaw ją mnie. Zajmę się nią tak, że słówka nawet nie powie. – Zimny, złowrogi śmiech poniósł się po domu. – Będzie siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
                Gospodarz także zachichotał, dziwnie gardłowo, a ten właśnie chichot zagłuszył częściowo głośne westchnienie, które jednak nadal było słyszalne.
                - Nie – szepnął więzień. – Zostawcie Sarę w spokoju… będę cicho, tylko jej nic nie…
                - ZAMKNIJ SIĘ! – ryknął gospodarz, a huk, który nastąpił, zbudził nawet twardo śpiącą Lunę, która zerwała się z łóżka.
                Lecz w tym momencie wszystko ucichło. Nawet drzwi na dole zamknęły się bezszelestnie i niewyczuwalnie.
                Tanaka bacznie spojrzał na mnie ukośnymi oczyma.
                - Słyszałeś to? – spytał szeptem, a towarzysz broni wolno kiwnął głową.
                - Słyszałem. – Twarz miałem niewyraźną. Jakby to, co doszło do moich uszu, wywołało na mnie większe wrażenie, niż powinno.
                Tanaka zainteresował się moją miną. Usiadł na łóżku, nie spuszczając ze mnie wzroku.
                - Coś się stało? – zapytał z zatroskaniem.
                - Nie, nic… – pokręciłem głową, ale wiedziałem, że za chwilę zacznę się zwierzać jemu i podsłuchującej Lunie. – Tylko… ten głos… coś mi przypomina. Przepraszam, nie coś, ale kogoś. Mam wrażenie, że kiedyś słyszałem już tego mężczyznę, tam na dole… tego więźnia… ale wtedy, gdy był młodszy….
                Tanaka milczał. Nie wiedział co powiedzieć. Poczuł natomiast, że jest potwornie senny. Ziewnął przeciągle, wydając z siebie cichy jęk.

                - Filipie?
                - Tak? – spojrzałem na niego. Tym razem to chyba właśnie ja nie będę potrafił zasnąć przez resztę nocy.
                - Oddaj mi moją poduszkę.
/Fragment pisała Xeravina/
Image and video hosting by TinyPic

2 komentarze:

  1. Co tu dużo mówić... genialne, ma klimat i do tego genialne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... Ten rozdział wgniata w fotel!

    ~Koreana

    OdpowiedzUsuń