sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 10 " Kukły"

WAŻNE!
Może niektórzy z was będą się cieszyć z kolejnego rozdziału do przeczytania,ale możliwe,że będą to już ostatnie rozdziały- nie chodzi o koniec książki. Z przykrością powiadamiam o rezygnacji współautorki Xeraviny. Mam nadzieję, że jej rozdziały bardzo się wam podobały.
Wcześniej myślałyśmy o kontynuacji książki, która może wielu z was wciągnęła lub znudziła,lecz teraz chyba nie miało by to sensu. Zaspojleruję,że zakończenie i tak pozostanie otwarte.
  Mam w zapasie chyba jeszcze 3 rozdziały. Finał nie został do tej pory  napisany z dość prostych przyczyn- brak weny,a nawet jeśli jest- brak motywacji... Spróbuje sama dokończyć książkę,lecz niczego nie obiecuję.Dalszych informacji udzielę w kolejnym rozdziale, gdzie może zapaść ostateczna decyzja.

Proszę o zostawianie komentarzy.


Ostrzeżenie! Rozdział zawiera brutalne sceny!

Obudziłem się wcześnie rano. Promienie słońca padły na moją twarz i nawet zasłony nie pomogły się od nich uwolnić. Zacząłem więc obracać głowę i nakrywać się pościelą. Jednak nie dałem rady zasnąć. Nie spałem od dwóch tygodni!Gdy wielokrotnie zatrzymywałem się w obcych domach,musiałem czuwać,żeby żadne zombie nie zaatakowało mnie  podczas drzemki. To była katorga. Zazwyczaj znajdowałem jakiś mały pokoik na górnym piętrze i zamykałem się na klucz. Pozwoliło mi to zamknąć oczy na parę godzin. Jednak wciąż męczyło mnie podróżowanie .Spanie w pustym domu,wiedząc ,że w pokoju obok nikt nie śpi,a na dworze czyhają żywe trupy, przyprawiało mnie o dreszcze...
     Westchnąłem ciężko,siadając na skraju łóżka. Przetarłem oczy i zauważyłem,że nie było Luny, a Tanaka widocznie jeszcze spał. Nadsłuchiwałem przez parę minut, czy może nie siedzi w łazience,ale nie słyszałem żadnego szamotania. Popatrzyłem w stronę Japończyka i podszedłem do jego łóżka, szturchając go lekko.
- Tanaka- szepnąłem.
Przyjaciel otworzył lekko oczy,obracając się w moim kierunku.
- Coś się stało?- spytał zaspanym głosem.
- Nie ma Luny...
- Może poszła coś zjeść.
       Znając Lune, mogła nie wytrzymać do śniadania. Postanowiliśmy trochę zaczekać. Gdy Tanaka spojrzał na zegarek dochodziła ósma .Zdziwiło mnie, dlaczego w domu nadal panowała cisza.
      W sprawie Luny obaj się myliliśmy. Wyszła z domu przez okno i skierowała się w kierunku miejsca, gdzie miał stać nasz samochód. Na dworze panowała mgła, nie wiele można było dostrzec z pokoju na górze. Jednak pickup nie stał tam, gdzie go zaparkowała. Przeklęła i zaczęła rozglądać się dookoła. Auto zniknęło. Co ciekawe, nie było również wozów Aristowów. Luna, jak to Luna, postanowiła więc poszperać. Samochód tak po prostu nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Państwo Aristow mieli dość duży hektar pól uprawnych. Dziewczyna weszła więc w jedną z polnych dróżek.        
      Szła przed siebie, nie widząc niczego w promieniu 3 metrów. Ponieważ z każdym krokiem przeszywał ją chłód,ubrała kaptur i schowała zmarznięte dłonie do kieszeni od bluzy. Przeczuwała jak daleko oddala się od gospodarstwa. Nie myślała zawracać. Musiała znaleźć przecież pickupa. Nie odpuści dopóki nie dowie się, co zrobiła z nim owa rodzinka.
    W końcu Luna odkryła coś, co zmusiło ją by stanęła. Zobaczyła strachy na wróble. Ale przecież zwykłych strachów na wróble zwyczajnie by się nie przestraszyła. Obok dwóch potężnych, nagich drzew stały trzy nabite na pal kukły. Ich ręce nie były słomą, lecz połączonymi sznurkiem kośćmi, okrytymi wyschniętą powłoką skórną. Pod kożuchem kukły zwisała miednica. Ludzka miednica. Luna podeszła bliżej, by głębiej przyjrzeć się dziwnemu odstraszaczowi wróbli. Zauważyła, że pod workiem,który miał rzekomo stanowić głowę, były dziwne uwypuklenia. Jej oddech przyśpieszył,a z ust uleciała para. Siąknęłam nosem i złapała skostniałymi palcami węzeł sznurka,próbując go rozplątać. Nie minęła minuta,a Luna już się zdenerwowała.Wyjęła z pochwy samurajski miecz i jego końcem przecięła węzeł. Stary sznurek zsunął się na ziemię,a wraz z nim robactwo. Na oszronionej trawie znalazły się muchy. Martwe muchy. Było ich kilka. Lunie serce stanęło w gardle. Znów spojrzała na stracha. Drżącymi rękoma chwyciła kawałek szmaty, naciągnięty na jego głowę. Chwilę się wahała,ale w ostateczności pociągnęła materiał. Znów parę owadów spadło na ziemię. To, co zobaczyła, na pewno utkwiło w jej pamięci na długo. Odsunęła się o kilka kroków. Worek krył pod sobą człowieka. Torturowanego człowieka. Twarz,na której skóra wisiała jak pajęczyna,wyrażała ostatnie męki. W oddali rozniósł się skrzek wron, siedzących na gałęziach drzew. Luna wyrzuciła worek i nie mogąc więcej na to patrzeć,ścięła słup, na którym został powieszony ów człowiek. Kukła z ludzkich szczątków runęła na grunt. Dziewczyna odwróciła się i pobiegła w stronę przytułku Aristowów. Przynajmniej tak jej się zdawało. Jednak mgła ją zwiodła. Dotarła do kolejnego cmentarza strachów na wróble.
Chwyciła się za głowę,szlochając jak dziecko. Nie, to nie mogło dziać się naprawdę. Jak to w ogóle możliwe? Wtedy przed jej oczami pojawił się obraz krwi pod prysznicem,a zaraz po tym wykrzywiona twarz stracha na wróble. Z mgły dobiegł ją starczy głos.
- Chcieli mi to zrobić...
Otworzyła oczy i zaczęła się rozglądać. O mało nie upadła ze strachu,widząc stojącego naprzeciw siebie starca, tego samego, którego pierwszy raz zauważyła w drodze do hotelu Aristow.Nie mogła przemówić, cały czas dyszała, za to starzec wpatrywał się w nią szaleńczymi oczami, kryjącymi jednocześnie głęboki strach.
- Im też to zrobią... - po tych słowach zaczął uciekać. Luna ruszyła w pogoń za nim, krzycząc by się zatrzymał,lecz ten zdawał się jej nie słuchać. Dziewczyna biegła ostatkiem sił .Czuła,że od rana było z nią coś nie tak. Nigdy nie chodziła tak otępiała. Swój wzrok skupiała teraz na starcu i nie zwróciła uwagi na to, co było pod jej stopami. Potknęła się o ostry kamień i upadła. Poczuła ból. Zdarła kolano. Nie mogła się podnieść. Siły ją opuściły. Mężczyzna znikł we mgle,a ona leżała bezradnie na ziemi,nie mogąc nic zrobić.
          Oślepiło ją światło latarki. Otworzyła lekko oczy, by zobaczyć,kto ją znalazł. Był już wieczór. Mgła przeszła,a ona leżała gdzieś na krańcu pola,cała umorusana w błocie. Obok niej płynęła rzeka. Przykucnął przy niej mężczyzna. Lunie na początku rozmazywał się obraz i nie wiele mogła zobaczyć .Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej,że znalazł ją Misza. Przeraziła się ,a jej serce zabiło szybciej. Mężczyzna nawet nie spytał, co się jej stało. Po prostu chwycił ją za rękę i mocno wyrywając jej ciało w górę, zmusił moją towarzyszkę, by wstała na własnych nogach. Luna przez chwilę się ugięła,a ten warknął :
- Wstawaj smarkulo! NO JUŻ!
Dziewczynę postawiła na nogi adrenalina. Wyrwała się z bolesnego uścisku Miszy i zaserwowała mu porządnego liścia w twarz, krzycząc:
- Nie wrzeszcz na mnie!
Poniżony Aristow spojrzał na nią gniewnie. W ułamku sekundy wyciągnął z kieszeni spodni starą szmatę i rzucił się na Lunę,która czuła,że znów żegna się z siłami.Mimo tego próbowała jeszcze walczyć, wyciągając z pochwy samurajski miecz. Misza zaszedł ją od tyłu, wygiął rękę powodując,że bezradne ciało dziewczyny odchyliło się do tyłu. Drugą dłonią,w której ściskał kawałek szmaty,nasączonej chloroformem, przytkał jej usta. Katana spadła na śliskie kamienie z łoskotem. Powieki Luny zamknęły się,a jej bezradne ciało osunęło się po ziemi. Mężczyzna szybkim ruchem schował chustkę z powrotem do kieszeni i złapał moją towarzyszkę pod pachy. Niestety, nie mógł kontynuować zamierzonego planu dotyczącego wymierzaniu kary na nieposłusznym gościu. Z daleko zobaczył nadbiegającego siostrzeńca.
- Wujku,wujku!- zawołał Aleksy, zatrzymując się od wuja jakieś pięć metrów.
- Przynieś mi worek!- wykrzyknął Misza.
- Ale tu są jacyś ludzie !
Mały wyglądał na przerażonego,nie tylko widokiem kolejnej próby morderstwa,ale też nieznajomymi. Jego wuja opuściła dotychczasowa duma. Zaczął kombinować, gdzie schować ciało. Nie zdążył tego zrobić, było już za późno. Widział, jak podbiega do niego jakiś mężczyzna w grubej kurtce, mijając jego siostrzeńca.
- Boże, co się stało?- zapytał przybysz, widząc omdlałą dziewczynę.
Misza postanowił ratować swoją sytuację. Przecież nie mógł powiedzieć,że ją odurzył. Zaczął więc odgrywać rolę spanikowanego brata dziewczyny. Jak na nieprofesjonalnego aktora, szło mu to dość komicznie. Może zasłużyłby na nagrodę złotej maliny. Uklęknął z ciałem Luny na rękach i udawał rozpacz.
- Nie wiem, zemdlała... - dostosował ton głosu do zaistniałej sytuacji. Do gry dołączył też gesty. Przedstawienie się zaczęło. Mężczyzna połknął haczyk.
- Próbowałeś ją reanimować?- spytał szybko nieznajomy, sprawdzając puls dziewczyny na tętnicy szyjnej - Słabe tętno,ale jest. Czy wasz dom jest daleko?
- Niedaleko, to nasze pole. Jestem Misza, a to moja siostra Luna. Szukaliśmy zombie i nagle upadła. Nie wiedziałem, co robić-wydusił,siąkając sztucznie. Nie mógł wydobyć łez,to przewyższało jego aktorskie możliwości.
- Anton! - zawołała kobieta o rudych włosach, z niepokojem patrząc na towarzysza podróży. Misza spojrzał na nią jednocześnie ze złością,ale gdzieś tam i nadzieją. Kolejna ofiara do wielkiej kolekcji? Naiwniacy! Na pewno nie mogliby zostać krytykami sztuki. Zaraz by zauważyli,że coś jest nie tak z jego aktorstwem.
- Natalio- zwrócił się do niej Anton,kiedy ta stanęła nad nim z przejęciem spoglądając na Lunę.- Musimy im pomóc.
- Nie daleko stoi mój samochód. Czy moglibyście pomóc mi ją przetransportować?-popatrzył na nich kłamliwymi, małymi oczkami,przejawiającymi ufność.
 Obydwoje się zgodzili. Nie mieli nic lepszego do roboty. Kolejne przybłędy bez samochodu prosto w paszcze lwa, tzn. Miszy. Jako że Anton był postawnym facetem, nie to co lichy aktor Aristow,zaproponował by sam wziął nieprzytomną dziewczynę na ręce i zaniósł do samochodu. Misza,bez żadnych aluzji, natychmiast przystał na jego propozycje. Szybko przestał się martwić o domniemaną siostrę i wypytywał o życie osobiste pary przybyszów. Aleksy wrócił się tylko po to, by zabrać dotychczasową broń Luny. Natalia powoli nabierała podejrzeń,ale ludzie mają różne charaktery. W trakcie apokalipsy wszystko się zmienia.
//Rozdział pisała avem
Image and video hosting by TinyPic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz