piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 12 " Dusze zaklęte w fotografiach"



 I oto w obieg wchodzi jeden z lepszych rozdziałów. Zapraszam do miłego czytania :)
Komentarze mile widziane! :)
               Tanaka leżał samotnie w pokoju na łóżku, wsłuchując się w odgłosy dobiegające z dołu. Przeczuwał, że Aristowowie mają gości… co więc z nimi będzie? Czy skończą tak samo, jak nieznajomy na dole, czy też być może to on, ja i Luna najpierw staną się ofiarami tej chorej rodziny? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział tylko, że musi to wszystko jakoś powstrzymać. Ale jak miał tego dokonać ze złamaną nogą? W takim tempie niebawem wyląduje w piwnicy, a ujrzenie tego pomieszczenia było ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. Obawiał się, co może tam zastać. I nie był to przyjemny widok.
                Przeciągnął się na łóżku, prostując zbolałe kości. Spojrzał kątem oka na Lunę, śpiącą na drugim końcu pokoju. Misza, przynosząc ją tutaj, powiedział, że znalazł ją za domem już nieprzytomną, ale Tanaka mu nie wierzył. I nie zamierzał. Nawet jeżeliby Misza pokazałby mu listę dowodów na swoją niewinność, Tanaka miałby swoje własne zdanie w tej sprawie.
                Tak, musiał się tym wszystkim zająć. Gdzie jest w ogóle Filip? zadawał sobie pytanie. Powinien tu być lada chwila, a Tanaka natychmiast chciał się z nim podzielić swoimi podejrzeniami. Chyba najrozsądniejszym pomysłem będzie pójście do mężczyzny samemu, jeżeli on nie zamierzał z nim w tej chwili rozmawiać.
                Tanaka wygramolił się z łóżka i w podskokach na jednej nodze doskoczył do drzwi. Uchylił je z cichym piskiem, gdy upewnił się, że nikogo wokół nie ma, wyszedł na korytarz. Doskoczył do schodów, zdając sobie sprawę, że przez to drżą całe ściany budynku, wliczając w to podłogę. Już zamierzał jakimś sposobem zejść na dół, gdy niespodziewanie na stopniach prowadzących na wyższe piętro pojawił się chłopiec. Jak on miał na imię…? Ach, no tak. Aleks.
                - Cześć… – przywitał się wolno Tanaka, przenosząc wzrok z zaskoczonej twarzy dziecka na aparat, trzymany w rączkach. – Znów idziesz robić zdjęcia?
                Aleks nie odpowiedział, tylko zrobił krok naprzód, z zamiarem zejścia na dół.
                - Nie chcesz mi powiedzieć? – Tanaka zmusił się na miły uśmiech. – Po co robisz zdjęcia?
                To było naprawdę podejrzane. Aleks cyknął im po fotce w dniu, kiedy przyszli na obiad, a teraz także schodził na dół, by uwiecznić na ekraniku nowych gości. To wręcz musiało mieć coś wspólnego z krzykami na dole.
                Aleks niepewnie spojrzał na obiektyw.
                - Bo lubię – powiedział cicho, po czym niepewnie uniósł aparat i zrobił zdjęcie Tanace. Flash na chwilę oślepił mężczyznę, lecz mrugając szybko zdołał doprowadzić siebie do porządku.
                - Hej, gdzie idziesz?! – chwycił dzieciaka za rękaw, gdy ten próbował skorzystać z chwili nieuwagi starszego osobnika i przemknąć obok niezauważony. – Z tego co słyszałem, obiad dopiero się gotuje. Nie musisz tam już teraz biec.
                - Ale ja muszę… – wyszeptał Aleks, patrząc na Tanakę błagalnie i z przerażeniem. – Oni…
                - Oni co? – Tanaka nachylił się, pewny, że chłopiec zaraz zmięknie i wszystko mu wyjawi.
                Przeliczył się jednak. Aleks wolno pokręcił głową, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Nic nie mówił. Tanaka odetchnął głęboko, starając się uspokoić nerwy.
                - Przepraszam. Trochę brakuje mi towarzystwa. Mój towarzysz siedzi tam na dole, przyjaciółka śpi, po prostu się nudzę. – Wyszczerzył zęby w przyjaznym uśmiechu. – Może pójdziemy do mojego pokoju i porozmawiamy? Co?
                Aleks spojrzał w kierunku kuchni, z której unosiły się przyjemne zapachy, a następnie znów na Japończyka. Kiwnął niechętnie głową i powlókł się za mężczyzną, od połowy drogi pomagając mu iść.
                Weszli do pokoju, Tanaka położył się na swoim łóżku, wyraźnie zmęczony i zdyszany. Aleks usiadł natomiast jak najdalej od niego. Widocznie bał się go.
                - No, powiedz, interesujesz się fotografią, tak? – Tanaka spojrzał na chłopca, który wlepił spojrzenie w podłogę.
                - Tak – odpowiedział Aleks. – Lubię robić zdjęcia ptakom. I drzewom.
                - Teraz raczej nie ma okazji do robienia takich zdjęć, no nie? Drzewa są łyse, a prawie wszystkie ptaki odleciały…
                - Nie. – Aleks odważył się spojrzeć na Tanakę i utrzymać na nim dłużej wzrok. – Są gile i sikorki. A drzewa ładnie wyglądają, gdy jest na nich śnieg.
                - Muszę ci przyznać rację, przepraszam. – Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo. – Masz może jakieś zdjęcia, którymi chciałbyś się pochwalić?
                Aleks przyjrzał się badawczo Japończykowi… a później załączył aparat. Tanaka poczuł, że serce mu przyspiesza. Czyżby chciał mu pokazać wszystkie zdjęcia, jakie dotąd zrobił? Chce wyjawić sekret jego rodziny? Dlaczego? A może pokaże mu tylko wybrane zdjęcia? Ale przecież, jak będzie je przewijał, może natrafić na takie, które wzbudzi w Tanace podejrzenia…
                Aleks podszedł do mężczyzny, usiadł obok niego i podał mu aparat. Tak, podał. Jakby w ogóle się nie obawiał o nic…
                Tanaka ujął urządzenie w drżące palce i zaczął oglądać zdjęcia. Choć nie znalazł żadnego, które chociaż trochę potwierdziłoby jego podejrzenia, powoli zaczął się nimi zachwycać. Łyse drzewo, otulone świeżym śniegiem o poranku, sople lodu, zwisające z dachu, na których krystalicznie czystej powierzchni odbijały się promienie słońca. Ptaki siedzące na oszronionych gałązkach, a nawet królik z ośnieżonym futerkiem ukryty gdzieś w krzakach. Te zdjęcia były naprawdę zachwycające, aż wierzyć się nie chciało, że ten dzieciak może być zamieszany w jakąś straszną sprawę… Nie pasowało tu tylko zdjęcie dziewczynki o jasnych, kręconych włoskach, która spoglądała gdzieś za obiektyw ślicznymi oczętami. Kogoś mu ona przypominała. Kogoś bardzo bliskiego… ale nie potrafił sobie przypomnieć, kogo.
                - Masz talent! – wykrzyknął po chwili Tanaka, gdy obejrzał wszystkie zdjęcia, w których nie było nic podejrzanego. – Gdyby nie epidemia, z pewnością być zarobił na nich fortunę.
                - Naprawdę? – Aleks uśmiechnął się szeroko i szczerze. – Naprawdę pan sądzi, że są ładne?
                - Bez dwóch zdań. – Mrugnął do niego. – Sam nie potrafiłbym zrobić takich ujęć.
                - Wystarczy poczekać na odpowiedni moment i nacisnąć przycisk.
                - Nie miałbym cierpliwości do tego. – Klepnął chłopca w ramię. – Gdy tylko nadarzy się okazja, wykorzystaj ją, aby coś osiągnąć.
                - Dobrze. – Aleks uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz po chwili się zasmucił. – Jest pan dobrym człowiekiem.
                Tanaka zdziwił się.
                - Każdy jest w jakiś sposób dobry.
                - Nie. Ja jestem zły. I moi rodzice też.
                Spoglądał uważnie na chłopca, mrużąc przy tym oczy. Po chwili położył dłoń na jego głowie.
                - Sumienie człowieka nie jest idealnie białe czy czarne. Są w różnych odcieniach szarości, które świadczą o ich czynach.
                - W takim razie ja jestem bardzo szary – mruknął Aleks, a w jego oczach zaszkliły się łzy. – M… Mogę panu coś pokazać?
                - Oczywiście.
                Aleks wyszedł z pokoju, by wrócić parę minut później. W drżących dłoniach trzymał gruby album, z którego stronic wysuwały się wyblakłe zdjęcia. Tanaka ze zdziwieniem wziął ciężką książkę i położył ją na kolanach, po czym otworzył ją na przypadkowej stronie.
                Było tam zamieszczone zdjęcie dość urodziwej kobiety w ciemnych, kręconych włosach i dużych, brązowych oczach. Uśmiechała się do obiektywu, a tuż przy wargach miała widelec z owiniętym makaronem, co tylko świadczyło o tym, że została uwieczniona w aparacie podczas posiłku. Tanaka kątem oka spojrzał na Aleksego. Trochę jak z nimi. Czy ich zdjęcia też znajdowało się w tym albumie?
                Chłopiec, przestraszony, odwrócił wzrok, a Tanaka szybko zrozumiał, że to, co chce pokazać mu dziecko, znajduje się na następnej stronie. Przerzucił więc sztywną kartkę. I zamarł.
                - Co to, do cholery… – urwał. Żaden odgłos nie chciał mu się przecisnąć przez gardło.
                Bowiem na następnej stronie, na tej samej kartce, zamieszczono drugie zdjęcie tej samej kobiety. Twarz miała przeraźliwie oszpeconą, niegdyś puszyste, piękne włosy zwisały teraz strąkami, w niektórych miejscach nawet ich brakowało. Oczy zostały wypalone, a na policzkach znajdowały się wyraźne, fioletowe sińce, doskonale odzwierciedlające się na trupiobladej skórze. Z kącików ust rozchodziły się dwa długie cięcia, które następnie zszyto ciemną nicią. A może była ona po prostu przesiąknięta krwią kobiety…?
                Spojrzał z przerażeniem na chłopca. I tym samym przypomniał mu się mężczyzna na dole.
                - Tak skończycie, gdy tu zostaniecie – wyszeptał Aleksy, wielkimi jak spodki oczyma wpatrując się w mężczyznę. – TO się stało ze wszystkimi ludźmi, jacy tu przyszli. Ze wszystkimi… bez wyjątku. Z NIĄ też. – Na wzmiance o „niej” po policzkach spłynęły mu dwie łzy.
                Tanaka spojrzał z przerażeniem na album i zdał sobie sprawę, że zaciska palce na jego twardej oprawie. Co powinien zrobić? Zanieść mi? Przecież byłem wtedy na dole, razem z tą cholerną rodziną.
                Nagle do jego uszu doszedł wściekły głos Dymitra. Stąpał wolno po schodach, które skrzypiały z każdym jego krokiem.
                - Aleks! – wrzeszczał. – Kolacja! Mamy gości! Babcia chce, abyś w natychmiast zszedł na dół!
                Chłopiec wydał z siebie cichy pisk, z przerażeniem patrząc na album, trzymany przez Tanakę.
                - Spokojnie – szepnął mężczyzna, schylając się i podnosząc skrawek prześcieradła. – Upchniemy go pod łóżko…
                - Nie można – jęknął Aleks.
                Między podłogą a posłaniem nie było szpary. Ktoś specjalnie, chyba właśnie na takie okazje, przybił deski do nóg łóżka. Tanaka zaklął szpetnie w ojczystym języku swojego kraju. Zszedł na ziemię i stanął na obu nogach. Syknął z bólu, jednak nie miał innego wyjścia.
                - Pomóż mi je podnieść – wystękał, wbijając palce w niewielką szparę pomiędzy łóżkiem, a podłogą.
                Nasłuchał. Dymitr był niedaleko. Zaglądał do wszystkich pokoi, w poszukiwaniu swojego syna. Pozostała im niecała minuta.
                Aleks jednym susem znalazł się przy mężczyźnie, z trudem pomagając mu wątłymi ramionami. Jednak udało się podnieść je choć parę centymetrów nad ziemię – a to wystarczyło, by upchnąć tam stary album.
                W tej właśnie chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem, a w nich stanął Dymitr, wściekle przyglądający się scenie. Tylko chwilę zajęło mu przyswojenie informacji. Jego twarz przybrała upiorny grymas.
                - TY GÓWNIARZU! – ryknął i rzucił się na chłopca, który z płaczem uciekł w kąt i skulił się, gdy tylko pięści ojca wylądowały na jego chudym ciałku.
                - Przestań! – wrzasnął Tanaka, z trudem sięgając po album i próbując upchnąć pod łóżko.
                Dymitr spojrzał na niego, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę o jego obecności. Aleksy także podniósł głowę, a Tanaka syknął na jego widok. Miał rozciętą skroń, z której sączyła się strużka krwi, spuchniętą wargę i być może złamany nos. Biedne dziecko. Dlaczego musiało się urodzić w takiej rodzinie?
                Dymitr wstał, chwycił Tanakę za włosy i pociągnął ku górze. Spojrzał przerażającym wzrokiem prosto w jego oczy.
                - Wiesz wszystko. – Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie, więc mężczyzna nie raczył się odpowiedzieć. Dymitr parsknął. – Świetnie. Jedna gęba do wyżywienia mniej.
                Po czym uniósł pięść i z całej siły uderzył Japończyka w twarz. Później drugi raz. A następnie trzeci. Czwarty cios został wycelowany w podbrzusze, a Tanaka, gdyby tylko mógł, skuliłby się z bólu. Pod siłą niektórych uderzeń, obraz zamazał mu się przed oczyma, a po chwili odpłynął w bezbrzeżną dal, aby mógł się obudzić później w najgorszym miejscu, jakie widział w życiu.
                Dymitr chwycił za włosy nieprzytomnego mężczyznę i pociągnął w stronę drzwi. Przy wyjściu przystanął i spojrzał na syna, nadal kulącego się w kącie.
                - Doprowadź się do porządku – syknął, spoglądając na jego twarz. – Goście nie mogą cię zobaczyć w takim stanie. A jeżeli nie zjawisz się tam jak najszybciej, niedługo babcia zrobi z tobą to samo, co ja teraz. – Wyszczerzył zęby w podłym uśmiechu. – A może i nawet gorzej cię potraktuje. A teraz idziemy.
                Odwrócił się i wyszedł na korytarz.
                Nie zauważył, jak dziecko wpycha album ze zdjęciami pod łóżko tak, aby był całkowicie niewidoczny. Ani tego, że zakrwawionymi od rany na czole palcami napisał coś na skórze śpiącej Luny. Dopiero wtedy wyszedł za ojcem. 
//Fragment pisała Xeravina//
     Z problemów dzisiejszego dnia obmyła mnie ciepła woda. Ani myślałem wychodzić spod prysznica. Na chwilę zapomniałem o wszystkim , co zdarzyło się tego ranka. Nie obchodzili mnie inni. Pragnąłem tylko znów pobyć chwilę sam. Jednak rozkosz pod wpływem gorącej wody szybko minęła,a zastąpiły ją kłębki myśli. Zakręciłem kurek i sięgnąłem po ręcznik. Otarłem nim twarz i spojrzałem na zaparowaną kabinę prysznicową. Wbiłem w nią wzrok. W głębi duszy zobaczyłem swoją rodzinę. Moją żonę, syna i córeczkę. Uśmiechali się do mnie. Tatiana trzymała na rękach dwuletnią dziewczynkę,która wierciła się, nie mogąc usiedzieć spokojnie na miejscu. Gdzieś tam usłyszałem słowo,które zawsze sprawiało,że każdego dnia stawałem się lepszym człowiekiem. " Tata"...
     Otrząsnąłem się. Łzy napłynęły mi do oczu. Nigdy nie płakałem. Przynajmniej będąc jeszcze wcześniej wspomnianym „lepszym człowiekiem” Jak mogłem być takim egoistą? Schowałem twarz z powrotem w ręcznik,po czym popatrzyłem w sufit. W tym momencie coś we mnie pękło.     Rozpłakałem się jak dziecko. Zachwycałem się kąpielą, podczas gdy wszystko, co kochałem, już dla mnie nie istniało. Dlaczego tak absurdalne czynności sprawiały mi tyle radości? Tyle lat... W każdej chwili mogłem sobie o nich przypomnieć,ale dlaczego akurat teraz? Wiedziałem,że nie dane mi było być szczęśliwym. Jak można być szczęśliwym nie mając żony i dzieci? Tylko ten pieprzony prysznic i nagły przypływ radości. 

       Wiele razy próbowałem sobie uświadomić,że muszę iść dalej. Oni żyją! To ich właśnie szukam. Gdzieś muszą być...Muszą...To tylko błąkanie się w przestrzeni własnego koszmaru.
    Niespodziewanie usłyszałem, jak ktoś chodzi po pokoju. Były to ciężkie kroki. Na początku pomyślałem,że może Tanaka w końcu wrócił i potrzebuje pomocy. Jednak uświadomiłem sobie,że nie mógł by robić takiego hałasu jedną nogą. Nadsłuchiwałem jeszcze przez chwilę,hałas się nasilił. Do moich uszu dobiegł łoskot. Wyszedłem spod prysznica i ubrałem piżame. Powolnym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi. Starałem się zachować cisze. Nacisnąłem klamkę i odepchnąłem  je lekko. Zgiełk dochodził z korytarza.
-Tanaka?- szepnąłem.
    Nikt nie odpowiedział .Wyjrzałem zza łazienki. Luna smacznie spała w swoim łóżku. Przeniosłem wzrok na posłanie Tanaki. Nadal go tam nie było. Jego pościel leżała pozwijana na  podłodze. Jeszcze raz spojrzałem na przyjaciółkę Japończyka. Zmrużyłem oczy. Opuściłem łazienkę i podszedłem do śpiącej dziewczyny. A to co?
     Na czole Luny widniało coś dziwnego. Zapaliłem nocną lampkę,by móc się lepiej temu przyjrzeć. Odgarnąłem niebieską grzywkę z jej dziecięcej twarzy, po czym zamarłem. Na czole ktoś wymalował krwią napis " pod łóżkiem". Natychmiast przeniosłem wzrok na posłanie Tanaki i rzuciłem się pod wskazany kierunek. Serce zabiło mi szybciej. Czułem,jak wszystko we mnie pulsuje. Ponieważ nie mogłem cały wsunąć się pod prycze, wysunąłem tylko rękę.
    Byłem bardzo zaskoczony, kiedy znalazłem album. Dla pewności schyliłem się jeszcze raz,lecz  niczego innego po za stertą kurzu nie dostrzegłem. Wyprostowałem się.
       Stary album był oprawiony w zwierzęcą skórę. Otwarłem go na pierwszej wyblakłej stronie,zatytułowanej" archiwum gości rodziny Aristow". Przewróciłem kartkę. Ktoś nadał tytuł pierwszemu rozdziałowi- " dzieci".
     Uniosłem lekko brwi. Ciekawość zżerała mnie od środka.Przewróciłem następną stronę. Pierwsze zdjęcie zrobione starym, zabytkowym aparatem z XX wieku. Uklęknąłem. Zobaczyłem roześmiane twarze dzieci. Trójka małych dziewczynek na tle posiadłości rodziny Aristow, latem,przy zielonych,potężnych drzewach. Splątywały ze sobą palce, pomiędzy którymi wplątywały się stokrotki. Pod fotografią ktoś napisał ich imiona oraz datę wykonania zdjęcia.
" Trojaczki Milenow, 24 lipiec 2218 roku "
Mój wzrok zatopił się w twarzach dziewczynek. Przewróciłem kolejną stronę. Tym razem opis zdjęcia górował nad nim samym.
" Trojaczki Milenow. Dwa miesiące później- 26 wrzesień 2218 roku"
     Poczułem, jak pot ogarnia całe moje ciało. Dłonie zadrżały. Nie, to nie możliwe. Znów łzy cisnęły mi się do oczu. Nie mogłem pohamować ogarniającego mnie szoku i smutku. Mój nastrój został bardzo zachwiany. Czyżby wcześniej napchali mnie jakimiś psychotropami? Trzy dziewczynki,które widziałem kartkę temu... Trojaczki... Niewinne, bezbronne dziewczynki,które zachwycały się pięknem lata, były martwe. Ich złączone dłonie,wyglądały jak splecione, cienkie gałązki. Twarze ich nadal tkwiły ogarnięte głębokim snem,lecz ich suche wargi nadawały dzieciom niezwykłego smutku .To nie był sen, to koszmar letniej nocy. Jedna główka tuliła się w główkę drugiej. Wszystkie trzy, na starej kanapie, połączone przez wiązki stokrotek, które upamiętniły tamte lato. Stokrotki obumarły wtedy, gdy siostry Milenow wydały ostatni dech,żegnając się z urokiem łąki. 

       Spojrzałem w górę,by ciężko westchnąć. Dalej nie wierzyłem w to , na co patrzyłem. Znów opuściłem głowę,przewijając kartkę. Kolejne dziecko spojrzało na mnie przez obiektyw.
" Arkady Wujicki.Październik 2218 roku"
     Uśmiech. Nieodłączny towarzysz dziecka .Następna strona odkrywa ponury obrazek. Kolejny miesiąc później...Chwyciłem w opuszki palców kilka kartek i przeleciałem szybko kilka stron do przodu. Moja głowa kalkulowała liczby i miesiące. Skrytobójczy mord dokładnie zaplanowany. Moim oczom ukazały się kolejne dzieci. Wpadłem w furie. Omało nie powyrywałem stron albumu.
Miałem rzucić to wszystko o ścianę, gdy natknąłem się na zdjęcie, które od razu przykuło moją uwagę. Palcami przejechałem po buzi dziewczynki, zatrzymując się na jej ustach. Otworzyłem szerzej ogarnięte smutkiem oczy.
     Mała buzieczka,blond, kręcone włoski. Brązowe oczka,które zawsze patrzyły na mnie z miłością i nadzieją, wtedy, kiedy widziały mnie ostatni raz. Znów w mojej wyobraźni stanął obraz pluszowego królika.Załkałem. Pod fotografią nie było żadnego podpisu. Gorączkowo zacząłem szukać zdjęcia tej samej dziewczynki, tyle że spowitej rozkładem, lecz dalej były tylko inne dzieci.
- Sara...- wydusiłem- Nie, nie...- kręciłem głową przecząco, a łzy zamieniły się w rwący strumyk. Wyrzuciłem album w kąt, podkulając nogi. Nie mogłem przestać szlochać.
- Gdzie jesteś- mówiłem do siebie rozpaczliwie- Dlaczego mnie opuściłaś?!- podniosłem ton, zaciskając skostniałe palce w pięść i patrząc przed siebie.- Sara...- powtarzałem,unosząc wzrok znów w górę.
//Fragment pisała Avem//   

Dziękujemy za tak dużo wyświetleń i pozytywne komentarze : DD To bardzo miłe z waszej strony, a dla nas to wielka przyjemność je czytać :)

Image and video hosting by TinyPic

1 komentarz:

  1. wtf! "komentujcie dziady"?!!! zgłupiałaś?!!!!
    dzisiejszy mix wyświetleń należy do mnie.

    OdpowiedzUsuń