niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 16 "Memento mori*"

- Luna! TO już jest przeszłość!- próbowałem się wybronić.
- Która uniosła się echem w przyszłości- prychnęła i rzuciła swoją katanę na podłogę. Uniosłem się chwiejnie. Luna wyglądała jak rozwścieczony byk. Przez chwile nie wiedziałem, czy znowu się na mnie rzuci,lecz pozostała przy mierzeniu mnie wzrokiem.
- Będę łaskawa- powiedziała w końcu- ze względu na to,że masz dzieci.
- Nie waż się drwić ze mnie w takiej chwili- syknąłem.
- To prawda- włączyła się do rozmowy Iga- Siergiej i Sara wciąż żyją,ale jeśli chcesz ich ocalić, musimy się pospieszyć.
- DO CHOLERY! Sara nie żyje! Widziałem co z nią zrobiliście!- Wykrzyknąłem. Znów poniosły mnie emocje. Miałem ochotę szarpnąć mocno dziewczyną od Aristowów. Skończyło się na tym, że znalazłem się dostatecznie blisko niej.
- Ta dziewczynka znajdowała się tam od kilku lat- odwróciłem się za siebie. To był cichutki ,drżący , głosik Aleksego. - Nie miała na imię Sara.
     Nastąpiła chwila ciszy. Powędrowałem wzrokiem po wszystkich zebranych. Iga tylko potwierdziła informacje swojego bratanka, kiwając głową,po czym znów się odezwała:
- Twoje dzieci miały  trafić rano do bazy wojskowej. W kierunku niej jedzie konwój Red,który ma być tu o czwartej. Zorganizowali o wiele więcej strażników, niż przewidywaliśmy.
 Byłem rozbity. A więc moje dzieci jednak żyją? Chciałem skakać z radości,krzyczeć,ale nie mogłem tego jeszcze zrobić ,dopóki nie poczułem ich ciepła na sobie. Znów przypłynęła do mnie fala gniewu. Oczami wypełnionymi wściekłością i nienawiścią popatrzyłem na Igę.
-Skąd mam wiedzieć ,że nie kłamiesz? Jesteś jedną z nich... Dajesz im zabijać bezbronnych, przypadkowych ludzi, którzy mieli dokąd wracać. Zaufałem wam. KURWA!- walnąłem pięścią o stół , a z blatu zsunęło się kilka gazet. Luna i pustelnik wzdrygnęli się. Aristow zaczęła się trząść . Unikała mojego spojrzenia .Jej wzrok zgubił się gdzieś pośród porozrzucanymi śmieciami.
-WIEDZIAŁAŚ , ŻE SĄ TO MOJE DZIECI! I TERAZ BEZCZELNIE MÓWISZ MNIE, OJCU,ŻE ZOSTAŁY WYWIEZIONE DO KOLEJNYCH OBOZÓW!
-Nie wiedziałam ,że były to twoje dzieci...- wyszlochała.
   Roześmiałem się histerycznie. Jak jakiś sadysta,któremu wibrowały w uszach jęki nowej ofiary. Pustelnik wyprowadził Aleksego,a Luna pozostała niewzruszona.
-Naprawdę? Kurwa,serio?-zgiąłem się w pół i dalej szaleńczo się śmiałem. Jeszcze jeden głupi komentarz,suko.
 Iga w końcu nie wytrzymała :
-ZMUSILI MNIE DO TEGO! ZABILI MOJEGO MĘŻA I DWU MIESIECZNE DZIECKO! - ucichła na chwilę. Napotkałem jej wzrok. Po jej policzkach spłynęły łzy. Uspokoiłem się, prostując.
Przez chwilę utrzymaliśmy kontakt wzrokowy.
-Więc, proszę... Nie myśl sobie, że robię to umyślnie, bo wielokrotnie próbowałam sobie odebrać przez to życie- wyszeptała, siąkając nosem.- Wiem, że to wszystko jest nieźle popierdolone ,Filipie. Życie w tym gównianym świecie... - znów na chwilę umilkła, żeby przełknąć łzy- Ale zostałam- pokiwała głową- żeby chronić przed nimi Aleksandra.
        Nastąpiła niemiła cisza. Nie spuszczałem z niej wzroku. Nie tylko czuła na sobie moje spojrzenie,ale też słyszała mój oddech.
-Wystarczy Filipie- przerwała w końcu Luna, stając obok mnie.- Najważniejsze jest to,że twoje dzieci żyją, a ty musisz je odzyskać z moją pomocą.
-Chcę ci pomóc ich zabić- odezwała się Iga.
      Nie odpowiedziałem przez chwilę. Już sam w tym wszystkim się pogubiłem. Zaufać jej dla dobra swoich dzieci? W tej chwili do pokoju ponownie wszedł pustelnik .Pod pachą trzymał zwoje map.
-Musimy zatrzymać konwój- mruknął i odsunął wazon z kwiatami, by rozłożyć plany miasta. O  krążyliśmy stół. Do Igi przybiegł Aleks i chwycił ją za rękę. Pomarszczony paluch pustelnika sunął po skrawku papieru i zatrzymał się na dość dużym prostokącie.
-To jest stare centrum handlowe Erkanu- zastukał palcem- W nim mieści się siedziba zarządzania podziemnym miastem.
-Co to podziemne miasto?- spytała Luna, patrząc na pustelnika.
-W podziemiach zostali uwięzieni ludzie. Początkowo dawni mieszkańcy. To była taka pułapka. Stali się obiektami eksperymentów Red. Na ten moment jest ich kilkaset.
-Chcesz ich uwolnić ,by zablokować drogę konwojowi? - podsumowałem.
Pustelnik skinął głową.
-To jedyne wyjście by od bazy odciąć połowę mundurowych. Zrobilibyśmy nie małe zamieszanie,opóźnilibyśmy ich przyjazd,a co za tym idzie, spokojnie odbilibyśmy twoje dzieci.
- Nie mamy broni ani amunicji- zauważyłem.- Masz coś w zapasie?
-Mam wszystko. Już wcześnie miałem zamiar to zrobić,ale nie miał kto podjąć się tego zadania.
Filipie, pozwól ze mną- powiedział, zwijając mapy. Skinąłem głową i wyszedłem za nim.
       Zeszliśmy do piwnicy. Ku mojemu zdziwieniu było tu czyściej niż na górze. Starzec pociągnął za sznurek i zapalił lampę. Jej światło oświetliło niezaścielone łóżko i zjedzony przez korniki segment. Otworzył drzwi od szafy,które wydały swój charakterystyczny dźwięk staruszka. Odwróciłem wzrok. Przed oczami stanął mi obraz z poprzedniego dnia,a właściwie moment, w którym wahałem się spojrzeć do wnętrza mebla zielonego,obskurnego pokoju.
-No podejdź, zobacz- mruknął pustelnik.
    Stanąłem obok niego. Szafa, jedyne miejsce w którym wszystko było na swoim miejscu, służyła za mały magazyn broni. Karabiny, pistolety, jak składowisko dobrze przygotowanego prepersa. Pustelnik ściągnął jeden z karabinów.
-MM24 ,wyprodukowany przez fińską firmę valoinen peura* , znaleziony przy zachodniorosyjskim chorążym podczas zielonej bitwy*.
Uniosłem wzrok.
-A więc brałeś udział w walkach?
-Należałem do wschodniorosyjskiej armii, byłem snajperem. 25 lipca 2447 roku zapamiętam chyba do końca swojego życia-mówiąc to podszedł do biurka, rozsunął szufladę i wyciągnął z niej paczkę papierosów Winston Classic. Pstryknął zapalniczką ,zapalił peta i wsadzając go do ust, kontynuował-Ucztowałem zwycięstwo,dopóki nie dowiedziałam się ,jak nasze dowództwo potraktowało zachodniorosyjskich generałów- spuścił wzrok,opierając się o mebel-Po tym bestialskim wydarzeniu odszedłem z wojska. Gdy wybuchła trzecia wojna światowa, organizowali pobór,lecz przy pomocy pewnego lekarza wojskowego, wówczas narzeczonego Askinii Aristow,Jurija, dotarło do nich fałszywe orzeczenie lekarskie, o braku predyspozycji do dalszego wykonywania zawodu ze względu na pogorszony stan zdrowia- wypuścił w przestrzeń trzy dymowe okręgi i westchnął- Aristowowie pomogli mi wznieść ten dom...I uwierz mi Filipie, gdyby Jurij żył, to ta rodziny nie byłaby psami Nikity.
- Coraz więcej się o nich dowiaduję.
 Pustelnik westchnął po raz kolejny. Wręczył mi karabin, mówiąc:
- Zawiera lokalizator postrzałowy- DOD/SN-7, zdejmowany celownik oraz supresor dźwięków.
-MM24 to jedna z najlepszych broni trzeciej wojny światowej- odparłem, oglądając broń,której powierzchnia zalśniła w świetle lampy-Ale ja nie jestem żołnierzem. Umiem obsługiwać karabin, ale takie cacko jeszcze mi w ręce nie wpadło.
-Piętnaście dni temu Red dostał raport o zbliżającej się  Syberyjskiej Armii Wyzwolenia. Według doniesienia mieli tu być 11 dni temu. Jednak ponoć mają duże straty żołnierzy i zaniechali akcji... Tak mówi raport. Osiem dni temu zauważyłem dwóch żołnierzy z  naszywką czerwonego, wściekłego niedźwiedzia. Dzisiejszego dnia mają przybyć do Erkanu,a my ułatwimy im akcje, zatrzymując konwój-uśmiechnął się chytrze, grzebiąc papierosa w szklanej popielniczce.
-Co mamy dokładnie zrobić?-przeszedłem do sedna.
-Właśnie - odwróciłem się za siebie,słysząc Lune- co mamy zrobić?-powtórzyła, schodząc z betonowych schodów wraz z Igą.
-  Pomyślałem , że możemy się podzielić. Iga zna plany, generał Wurakov również.
Więc nasz cel to uwolnienie eksperymentów z podziemnego miasta. Żołnierze powinni już się tam znaleźć o dwunastej. Więc o wpół do dwunastej musicie być przed katedrą. Mam dla nich ważną dokumentacje. Pomyślałem,że mogłaby to zrobić Iga i Luna, a ja i ty, Filipie, moglibyśmy zaczekać na ich przyjazd w lesie Strekowskim. Tutaj rozpocznie się ostatni etap planu przed wkroczeniem do bazy- czyli ostateczne odbicie więźniów z konwoju...
-CHWILA!- przewała mu Luna.- Czegoś tu nie rozumiem. Dlaczego, gdy spotkałam cię obok tych ludzkich strachów na wróble , mówiłeś jak obłąkany, a teraz gadasz jak komandos?
   Pustelnik zawstydził się. Uniosłem brew. Domyślałem się odpowiedzi,ale w końcu padła z jego ust, i chyba ujął to najlepiej, jak mógł:
-Stary wyga musi sobie czasem odlecieć...
    Luna uśmiechnęła się,pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Ej dziadziuś, jak przeżyjemy, to podziel się ze mną swoim lotem.
   Na tą odpowiedź nawet na mojej ponurej twarzy zajaśniał lekki uśmiech. Jak przeżyjemy...
Iga chrząknęła,patrząc na mnie spode łba:
- Musimy się pospieszyć.
- Racja!Iga- starzec sięgnął do szafy po pistolet i paczuszkę naboi,po czym wręczył kobiecie- na wszelki wypadek... A ty- spojrzał na Lunę, która zmarszczyła czoło.
-Nie potrzebuje, mam swoją katanę - odparła, poprawiając pasek, do którego był przymocowany  miecz.
          Pustelnik spojrzał na zegar, a raczej zegary na ścianie. Każdy wyglądał inaczej i każdy wskazywał na inną godzinę. Od tych miedzianych, jakby wyciągniętych z Big Bena, po zwykłe białe tarcze z arabskimi cyframi. Przez chwilę przypomniała mi się scena z”Alicji w krainie czarów” .Może wszystko poprzestawiał, jak „odlatywał”?
-Nie wiedziałam, że te grzybki halucynogenne dodają takiego kopa- mruknęła Luna.
-Jest jedenaście po dziesiątej...- stwierdził pustelnik,konfigurując tą godzinę ze swoim zegarkiem na dłoni.
        Iga potwierdziła skinięciem głowy, patrząc na swój czasomierz.
- Zatem, o wpół do dwunastej czekajcie na żołnierzy pod pomnikiem i dostarczcie im dokumentacje.
     Tym razem wetknął papiery w ręce Luny,która następnie schowała je do oliwkowej,szmacianej torby.
-My wybijemy trochę tych gnojków w lesie-rzekł, patrząc na mnie z uśmiechem. Pomyślałem, że dawno nie brał udziału w akcji dywersyjnej.
             I tak zaczął się nasz plan. Przed chatką przeładowaliśmy karabiny. Pogoda na ten moment była sprzyjająca, nie prószyło już tak bardzo jak nocy. Iglasty last był teraz skąpany w zimowe promienie słońca. Poczułem na swojej skórze muśnięcie ciepłego powietrza.
    Iga i Luna oddalały się w głąb lasu do drogi głównej, gdzie Aristow zostawiła swojego jeapa.
Aleksander wyjrzał zza drzwi domu Eugeniusza,pogładziłem go po włosach.
-Z nami będziesz bezpieczny-zapewniłem z uśmiechem.
-Filipie- rzekł cichutko- czy jeśli nam się uda, będę mógł się do was przyłączyć? - spytał nieśmiało,nawet na mnie nie patrząc. Po jego wyrazie twarzy widziałem, że bał się mnie o to zapytać. Przykucnąłem przy chłopcu, opierając karabin o framugę drzwi. Wziąłem jego blade dłonie w swoje.
- Oczywiście, każde ludzkie istnienie jest dla mnie  ważne, a zwłaszcza to najmniejsze.
Aleks dopiero teraz odważył się na mnie spojrzeć. Objął moją szyje i położył głowę na moim ramieniu. Pogładziłem go ręką po plecach.
-Idziemy,szkoda czasu- powiedział Eugeniusz, przechodząc obok naszej dwójki. Zarzucił na plecy podróżny plecak, nawet nie oglądając się czy za nim kroczymy, czy nie. Wziąłem chłopca  za lewą rękę,w drugą chwyciłem karabin i podążyliśmy za starcem w głąb Strekowskiego lasu.
//Rozdział pisała avem
________________________________
Memento mori- pamiętaj o śmierci.
Valoinen peura- "Biały jeleń".
Zielona bitwa- bitwa stoczona w lesie Strekowskim  pomiędzy żołnierzami Rosji Zachodniej a Rosji Wschodniej,przed wybuchem trzeciej wojny światowej. Była to jedna z najkrwawszych i najbrutalniejszych bitew obu państw.Żołnierze z zachodu zostali zaskoczeni przez liczebność armii wschodu. Gen. armii zachodniorosyjskiej, Grigoriij Bazanov, przed rozpoczęciem walk, powiedział; " pochłonie nas Strekowski las". Na znak swojego zwycięstwa,wschód powiesił na drzewach swoich wrogów, a z kilku dowódców , którzy próbowali zbiec na pola, zrobiono strachy na wróble. Zbrodnia ta jednak została zatajona przed światem. Image and video hosting by TinyPic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz