sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 8 " Aristow"


Rodzina Aristow: od lewej- Dymitr i jego żona Aurora,Misza,Iga i Aksinia

 Czas upływał,a my sterczeliśmy pod domem rzekomych Aristowów. Zaczynałem zadawać sobie pytania, czy już dawno się stąd  wynieśli? Co prawda, Luna chciała wyważyć drzwi,ale Tanaka zapewniał nas obojgu,że państwo mieszkające w tym domu, na pewno za niedługo się pojawi. Tak się właśnie stało.
    Nie mogliśmy określić, która godzina już dochodziła,w każdym razie zachodziło słońce. Na polną drogę wjechały dwa jeepy. Wraz z niebiesko-włosom towarzyszką stanąłem, żeby zobaczyć co to za rodzina. Pierwszy samochód zatrzymał się dalej od domu niż sądziliśmy. Kiedy zgasły reflektory,wysiadł z niego wysoki,dobrze zbudowany mężczyzna o kruczoczarnych włosach, zaroście i czarnych jak węgiel, małych ,wpadniętych oczach. Jak typowy rolnik nosił czapkę z daszkiem, a w ustach żuł źdźbło trawy. Czułem jak nas obserwował, nic nie robiąc sobie z tego,że obcy ludzie koczują w jego ganku. Lada moment znalazł się przy nim drugi mężczyzna, lecz o blond włosach i nieco szerszych oczach.Postanowiłem do nich podejść, zostawiając Lunę z Tanaką przy wejściu.Ten pierwszy spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.
- Witam, czy panowie Aristow? - spytałem- Jestem Filip- wyciągnąłem dłoń na powitanie.Blond włosy chłopina uścisnął ją od razu.
- Witamy,witamy, tak, Aristow. Jestem Dymitr.Cóż, za pewne chciał pan się u nas zatrzymać-zasugerował.
- Oczywiście nie chciałbym się narzucać, proszę tylko o pomoc dla kolegi.Miał wbity w stopę kawałek metalowego pręta i nie może dalej iść, potrzebne mu są silniejsze leki i odpoczynek.
- Jasne, nie ma sprawy !- uśmiechnął się i odwrócił do tyłu, patrząc na czarnowłosą dziewczynę,która właśnie wyszła z drugiego auta, niosąc jakiś tobołek. Kobieta wyglądająca na około trzydzieści lat, niezbyt urodziwa,wlepiła we mnie wyłupiaste oczy,stając obok płci przeciwnej- Filip, to jest moja siostra Iga, a to mój brat Misza.
- Cześć- Iga uśmiechnęła się lekko, niepewnie ściskając moją dłoń. Misza nadal milcząc, skinął tylko głową.
- Iga, zaprowadź Filipa i jego przyjaciół do domu. Zaraz tam przyjdziemy.
Dziewczyna skinęła głową,maszerując w kierunku domu.Udałem się za nią.Po drodze Luna i Tanaka zapoznali się z młodą Aristow, a potem nasza czwórka weszła do wielkiego domu.Iga zaprosiła nas do jadalni,gdzie siedliśmy za długim stołem,nakrytym białym obrusem.Przed nami znalazła się srebrna zastawa,tak  jakby przygotowali się na nasz przyjazd.Wszystko zostało  ułożone w tej samej odległości.
- Wybaczcie, to chwilkę zajmie.Kolacja powinna być za 15 minut-rzekła młoda dama.
- Pomóc coś?- spytałem.
- Nie,nie trzeba.- rzuciła za siebie, wychodząc do kuchni.
- Coś mi tu śmierdzi...- mruknęła Luna,pochylając się nad talerzem.
- Zobaczymy, jeśli coś będzie nie tak, poprosimy o leki dla Tanaki i spływamy- odpowiedziałem, również wyginając się do przodu.
- Och,mamy gości!
Dobiegł nas nieznany kobiecy głos. W drzwiach do jadalni stanęła wysoka, szczupła kobieta o krótkich blond,kręconych włosach i podłużnej twarzy.Jej głos nie brzmiał zbyt mile. Był wręcz piskliwy. Wygląd również nie przyciągał.Zauważyłem, że nikt chyba w tej rodzinie nie wyglądał sympatycznie i zaczynałem mieć wątpliwości, czy ich usposobienie do gości nie jest wymuszone.
- Witamy! Mam na imię Aurora, jestem żoną Dymitra.Pan to za pewne Filip.
- Dobry wieczór.- mruknąłem i wstałem z dobrych manier.Podała mi dłoń,którą ucałowałem. Później szczerze żałowałem,że to zrobiłem. Po prostu moja uprzejmość mogła mnie zabić.
- A to moja świta : Luna i Tanaka.
Oni tylko skinęli głowami.Aurora nie zamierzała już do nich podchodzić i się witać.Odgrywała damę z królewskiego dworu,ale aktorstwo nie szło jej zbyt dobrze. Zajęła miejsce obok mnie.
- Skąd państwo przybywacie? - zapytała.
- Znikąd.- odparła chłodno Luna. Już widziałem po jej minie, że ma dość pani Aristow.
- Luna chciała powiedzieć,że cały czas podróżujemy- zwróciłem się do Aurory, jednocześnie karcąc Lunę spojrzeniem.
- Znikąd to właściwe i dosadne określenie.
Pani domu chrząknęła, nawet nie podnosząc wzroku na młodą dziewczynę .
- Igo, pośpiesz się! Nasi goście są już bardzo głodni!- zawołała, patrząc w kierunku kuchni.
Siostra Dymitra przyniosła na tacy zupę, chyba grzybową, postawiła przed nami naczynie,a zaraz obok niego koszyczek z kromkami chleba.
- Proszę ,niech pani sobie pierwsza naleje- wyraziłem swoją uprzejmość,zwracając się do Aurory.
- Ależ nie,jesteście naszymi gośćmi, proszę sobie nalewać-odpowiedziała z wplecioną gdzieś pomiędzy te słowa nutą irytacji.
- Tanaka chcesz? - rzekła Luna mając już  talerz w dłoni i zamaczając chochelkę w zupie.Ona nic sobie nie robiła z tego, czy być uprzejmą czy nie, ona po prostu dbało o swój żołądek. Tanaka tylko się uśmiechnął,a niebiesko-włosa i tak nalała pierwsze jemu, potem mnie a na końcu sobie.Aurora popatrzyła na nią tak,jakby chciała wypalić ją wzrokiem.Lada moment do naszej kompanii dołączyli bracia Aristowowie. Zajęli miejsca przy członkini swojej rodziny. Nie myliłem się co do Miszy, tylko na nas patrzył i prawie w ogóle się nie odzywał. Łyżki poszły w ruch. Iga różniła się od pozostałych tym, że najpierw podała wszystkie dania,a do stołu zasiadła dopiero wtedy, kiedy wszyscy zaczęli chłonąć zupę.Odsunęła krzesło koło Tanaki, cicho pytając,czy smakuje.Japończyk wsunął zupę tak szybko,że chyba nawet nie zwracał uwagi czy jest apetyczna. Z tego co zdążyłem zauważyć, nie chełpiła się w przeciwieństwie do reszty.
- Podróż tutaj była za pewne ciężka...- rozpoczął Dymitr, kiedy opróżnił talerz grzybówki.
- Tak, na drodze napotkaliśmy na problemy, ale jakoś udało nam się dotrzeć- odparłem.
W odpowiedziach na jego pytania zachowywałem rozwagę. Tanaka był chyba zbyt osłabiony i głodny, by mówić co kol wiek,a Luna wolałem żeby się nie odzywała. Była zbyt opryskliwa.
- Co robiliście przed wybuchem epidemii?- Dymitr okazał się być bardzo ciekawski i z minuty na minute chciał pogłębiać o nas swoją wiedzę.
- Pracowałem dla różnych korporacji przez kilkanaście lat. Potem po prostu musiałem uciekać i wędrówka trwała prawie siedem lat.
- A wy?- przeniósł wzrok na moich towarzyszy.
- Tanaka pracował w sklepie rybnym,a ja byłam barmanką w klubie nocnym dla grubych ryb-odparła sucho Luna.
Wiedziałem,że skłamała i zrobiła to w komiczny sposób.Powstrzymywałem się,żeby nie wybuchnąć śmiechem i nie okazywać,że coś mnie śmieszy. Potraktowałem to w miarę poważnie.
- Potrzebujecie lekarstw, tak? Igo- znów zwrócił się do siostry,która uniosła głowę znad talerza zupy- Po kolacji przyniesiesz panu leki i opatrzysz nogę. Damy też bandaże.
- Dziękuję bardzo- odezwał się po raz pierwszy Tanaka.
- Nie wiem jak się państwu możemy odwdzięczyć- skomentowałem.
- Będzie nam miło jak u nas trochę pomieszkacie, przynajmniej dopóki Tanaka nie wyzdrowieje.- rzekła Aurora
Nagle usłyszałem cichutkie stąpanie.Po schodach prowadzących na górne piętra zbiegł chłopczyk. Wyglądał na siedem lat.W ręku ściskał aparat. Przybiegł do mamy, za bardzo na nas nie patrząc. Przytulił się do jej piersi i coś do niej szepnął.
- Oczywiście -odpowiedziała mu żona Dymitra.- Czy Aleksy mógłby zrobić wam zdjęcie? Tak na pamiątkę.
Chłopczyk dopiero teraz na nas spojrzał z wymuszonym uśmiechem. Wtedy jeszcze nic nie podejrzewałem. Pomyślałem,że skoro na pamiątkę, to niech robi i zgodziłem się.Maluch podszedł bliżej stołu i sfotografował naszą trójkę.
- Dziękuję- powiedział cichutko i pobiegł z powrotem na górę.Zdziwiło mnie jego zachowanie. Nawet nie zasiadł do kolacji.Po prostu pstryknął zdjęcie i poszedł. W tej rodzinie zaczęło się robić coraz dziwniej.Moi towarzysze również to odczuli.
- Aleksy kocha robić zdjęcia,ale jest bardzo nieśmiały. - wytłumaczyła dziwne zachowanie syna Aurora.Reszta pytań znowu dotyczyła naszego życia,tego dokąd podążamy,ale rolę rozmówce przejęła Luna,ona dokładnie wiedziała co powiedzieć. W połowie konwersacji z rodziną Aristow,kiedy Iga wstała, by uprzątnąć po kolacji, zaczepiłem ją i spytałem, czy Tanaka mógłby już iść się położyć. Skinęła tylko głową i poprosiła Aurore by wyszła z nią na stronę.
     Wreszcie skończyła się nasza męczarnia. Chwyciliśmy z Luną Tanake pod boki i wyprowadziliśmy do przydzielonego dla nas pokoju.Iga dała nam świeże bandaże i opatrunki, a także stare piżamy, po czym każdy z nas poszedł się umyć.Pierwsza ciepła kąpiel od tak długiego czasu.Wyszorowałem się bardzo porządnie. Wiedziałem,że za niedługo znów pewnie będę zmuszony kąpać się  w jakich jeziorach czy rzekach.Tanaka nalegał,że umyje się sam i nie chcę,żeby ktoś akurat w tym mu pomógł. Cóż,nie zaprzeczaliśmy. Chyba nikt nie chciał nikogo oglądać nago.Wiedzieliśmy ,że Japończyk będzie mył się dość długo,dlatego puściliśmy go pierwszego.Słyszeliśmy, jak  przeklinał i ciągle się przewracał.Luna tylko chichotała w pokoju,a ja powstrzymywałem uśmiech. To było zrozumiałe,że sobie nie radził, miał ranną stopę i nie miał ręki. Parę razy poszedłem zapukać i spytać , czy się nie utopił,a Tanaka zawołał:
- Nie! Tylko mydło mi ciągle ucieka pod nogi!
Luna parsknęła śmiechem. Akurat nasz korytarz był zarezerwowany dla gości. Aristowie spali na samej górze, a my mieliśmy własny kąt i łazienkę.Kiedy Tanaka w szlafroku wykuśtykał na korytarz, zauważyłem u niego kilka siniaków.
- Nie pytajcie- burknął tylko.
Luna zwinęła się w kłębek na swoim łóżku i nakryła pościelą, by nie słyszeli,jak się śmieje. Ona sama wzięła kąpiel jako ostatnia i to jej przydarzyło się coś dziwnego.
    Myjąc włosy pod strugą wody,w pewnym momencie nie obmywała ją już przezroczysta woda,ale czerwona.Luna otworzyła oczy i o mało nie krzyknęła. Zakręciła prysznic, widząc u swoich stóp kałuże czerwonego barwnika,która leniwie spływała do kurka.Powoli odkręciła znów zawór,ale tym razem poleciała z niego czysta woda, która zmyła czerwień z brodzika.Dziewczyna nie zwlekając dłużej,zabrała ręcznik, powycierała się i ubrała piżamę. Z mokrymi, błękitnymi włosami wyszła przestraszona z łazienki.
   Zmieniałem wtedy Tanace bandaże,gdy zobaczyłem,że nie było jej już tak wesoło.Japończyk zdążył zasnąć i nawet przy tym chrapać, gdy wiązałem supełek.Luny łóżko stało tuż przy jej przyjacielu. Wsunęła się pod kołdrę i ułożyła głowę na poduszce,wbijając wzrok w podłogę.
- Lunka, co się stało?- zapytałem troskliwie.
- Nic, chyba mam jakieś zwidy- odparła i uniosła głowę, patrząc na Tanake -Chrapie jak stary Rosjanin po bimbrze- Znów się rozweseliła.Nie mogłem się powstrzymać,żeby nie ryknąć śmiechem.Biedny Tanaka.Tyle przeszedł,a my się po prostu z niego nabijaliśmy.

//Rozdział pisała Avem Image and video hosting by TinyPic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz