wtorek, 19 sierpnia 2014

Prolog

No, jest już prolog, więc zapraszam do miłego czytania :D Mam nadzieję, że się wam spodoba!

       W  2245 roku Rosją chcieli  zawładnąć dwaj słynni wśród mieszkańców tego kraju ówcześni politycy – Wiktor Kravchenko i Nikita Petrenko. Oboje mieli podzielne zdania na temat rozwoju cywilizacji, aż w końcu wybuchła wojna domowa. Ludność stanęła po stronie Wiktora i Nikity, którzy podstępami, przemowami próbowali zagarnąć jak najwięcej wyznawców. Jednak wkrótce polityczne intrygi przemieniły się w prawdziwą bitwę, która pozostawiała po sobie wyraźny ślad, ból i pożogę. Mężczyźni zgarniani byli do wojsk, walczyli między swoimi braćmi i kuzynami, ginęli, osieracając dzieci i zmieniając żony we wdowy. Ludzie nie potrafili znieść tego, co się dzieje w ich kraju. W prywatne sprawy Rosji wtrąciły się inne państwa. Po obradach postanowiono interweniować. Rosja została podzielona na dwa odrębne państwa – Wschodnią, z Nikitą na czele i Zachodnią, w której panował Wiktor. Granica między nimi biegła wzdłuż rzeki Jenisej, przy jej końcu skręcając trochę na wschód i kończąc się niedaleko Ziemi Północnej.
                Aby oddzielić dwa osobne, wrogo nastawiono do siebie kraje, wzniesiono mur, a jedyne przejście prowadziło przez most nad rzeką. Ludzie przechodząc obok granicy, widzieli siebie nawzajem, widzieli swoje rodziny, lecz nie mogli odezwać się ani jednym słowem, wykonać choćby drobnego gestu. Straż interweniowała od razu. Każda komunikacja między mieszkańcami krajów kończyła się więzieniem, w niektórych przypadkach nawet śmiercią.
                Wiktor skupił swą uwagę głównie na powiększeniu terenu, który był znacznie mniejszy od swojego wroga. Wiele razy próbował podbić niektóre miasta w państwie Nikity, lecz nie udawało mu się to. Dlatego wyruszył na podbój innych, słabszych krajów. Spróbował przyłączyć do siebie Polskę. Wybuchła III wojna światowa.
                Niedługo później Wiktor został w brutalny sposób zamordowany. Jego ciało znaleziono przy murach granicy, na ziemi Rosji Wschodniej. Jakby zamachowca chciał powiedzieć do Nikity: „Jestem po twojej stronie, przyjacielu”. Jednak prezydent z Zachodniej odesłał pokiereszowane, zakrwawione ciało do stolicy na Wschodzie, Moskwy. Odmówił także, aby Rosja stała się znów jednym krajem. Zajął się swoimi sprawami. Był dobrym politykiem. Prowadził sprawne rządy, wzmocnił nasze wojsko, a rozwój technologii i nauki poszły w górę. Niedługo później Rosja Wschodnia stała się militarną potęgą świata.
                III wojna zostawiła po sobie jednak trwały ślad. Polska została zbombardowana, jej odbudowanie zajęłoby całą wieczność. Polacy zaczęli uciekać do innych państw, w których przyjmowano ich z łaską. Najwięcej z nich przybywało do Rosji Wschodniej. Nadal bali się tych, którzy ich zaatakowali, a wiedzieli, że prześladowcy nie odważą się zaatakować miejsca, do którego zmierzali.
                Pomimo, że Wiktor nie sprawował już władzy, między Rosją Wschodnią a Zachodnią wciąż panowało napięcie. I było, jest i będzie już tak zawsze. Tego nie da się zmienić. Choć za komunikowanie się między sobą nie ma już tak srogich kar, nadal jest to nieprzychylne ze strony władz. Zdolni są do zabicia z ukrycia, w sytuacji, w której nie padnie nawet cień podejrzeń na sprawców.

Szedłem starymi torami, mijając wraki pociągów. Moje nogi niechętnie posuwały się naprzód po zeschniętych liściach, wplątanych między pordzewiałe szyny. Idąc przed siebie, wyglądałem jak duch. Palce zarówno u nóg jak i rąk były odmrożone. Twarz blada, wychudzona, okryta zarostem ,straszyłaby nawet z odległości 50 metrów. Wygląd trupa upiększały wpadnięte oczy, które nie przespały wiele nocy, a może i nawet lat. Po jakimś czasie straciłem orientację, czy posuwam się na północ, czy na południe. Po prostu wędrowałem jak zwierzę donikąd. Wiele torów, które przekraczałem, prowadziło do pustych miast, a gdy patrzyłem przed siebie, widziałem tylko samotny wagon pasażerski .Z nieba spadł pierwszy śnieg. Wszystko wokół było śpiące, a co za tym słowem się kryje i martwe...
Przystanąłem na chwilę. Wiedziałem, że w ciemności daleko nie zajdę. Tę noc postanowiłem spędzić w wagonie przeznaczonym dla bydła, lecz kiedy znalazłem się przy wejściu do jego środka, uderzył mnie zapach stęchlizny. Wiedziałem, że na pewno nie były to rozkładające się zwierzęta, ale nie chciałem sobie tego uświadamiać. Moja podświadomość zmusiła mnie do wejścia w zagrożoną sferę. Postawiłem pierwszy krok na pogniłych deskach i w półmroku, w kącie wagonu, dostrzegłem stertę ciał. Wszystkie w zaawansowanej fazie rozkładu. Niejedne oczy patrzyły na mnie, a twarze pozostawiały wyraz męki. Sięgnąłem do najbliższej kieszeni plecaka, nie zdejmując go, wyciągnąłem podręczną latarkę i przyświeciłem nią zwłoki. Tak jak przypuszczałem, większość ofiar miała na sobie blizny,wyżłobione co najmniej na kilka centymetrów. Przykucnąłem przy zwłokach chłopca, który znajdował się najbliżej mnie. On, z nich wszystkich,  chyba był  w najlepiej zachowanym stanie. Na sobie miał granatowy sweter i podarte spodnie. Wysuwał do mnie szarą dłoń, na której opierała się pogniła po części głowa . Obok niego znajdował się pluszowy królik, cały pobrudzony od czerwonej mazi. Opuszkiem palców sięgnąłem po maskotkę i przyjrzałem się jej dokładnie.
Nagle przeszyło mnie pewne wspomnienie.
Mała dziewczynka, o długich, jasnych lokach  podała mi tą samą zabawkę, mówiąc, żebym zawsze o niej pamiętał, jeśli kiedy kol wiek się rozstaniemy. Pamiętałem dokładnie buźkę córki, niestety nie mogłem przypomnieć sobie imienia własnego dziecka. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałem, gdzie jest, czy jeszcze żyje. Czy może podobnie jak ten mały chłopczyk leży gdzieś w bydlęcym wagonie. Zsunąłem plecak z ramion i otworzyłem jego największą kieszeń. Wpakowałem do niej królika i szybko zasunąłem suwak.
Mój wzrok utkwił w ciałach. Nie chciałem już więcej widzieć tego widoku, a zwłaszcza sposobu w jaki na mnie patrzył ten chłopiec. Z kieszeni kurtki wyciągnąłem zapalniczkę. Pstryknąłem nią i podszedłem po raz ostatni do wraków ludzi. Podpaliłem najpierw ich ubrania, a ogień szybko pokrył ich ciała. Nie czekając już ani chwili dłużej, narzuciłem plecak z powrotem na plecy i wyskoczyłem z wagonu. Oddaliłem się od niego na bezpieczną odległość, wiedząc, że na pewno nie zatrzymam się na noc na cmentarzysku wagonów i lokomotyw. Pozostawało mi iść dalej. Nad sobą, w ostatnim świetle dnia ,zobaczyłem tylko przelatujące i skrzeczące gawrony. Wiedziałem, że przylatywały tu z miejsc dotkniętych epidemią. Leciały w tą samą stronę świata, w której kierunku zamierzałem pójść. Mając nadzieję, że znajdę kogoś żywego, podążyłem za nimi w niepewności i nadziei, zdając się na niespodzianki losu.

Prolog pisały Xeravina i Avem



Image and video hosting by TinyPic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz