W 2245 roku Rosją chcieli zawładnąć dwaj słynni wśród mieszkańców tego kraju ówcześni politycy – Wiktor Kravchenko i Nikita Petrenko. Oboje mieli podzielne zdania na temat rozwoju cywilizacji, aż w końcu wybuchła wojna domowa. Ludność stanęła po stronie Wiktora i Nikity, którzy podstępami, przemowami próbowali zagarnąć jak najwięcej wyznawców. Jednak wkrótce polityczne intrygi przemieniły się w prawdziwą bitwę, która pozostawiała po sobie wyraźny ślad, ból i pożogę. Mężczyźni zgarniani byli do wojsk, walczyli między swoimi braćmi i kuzynami, ginęli, osieracając dzieci i zmieniając żony we wdowy. Ludzie nie potrafili znieść tego, co się dzieje w ich kraju. W prywatne sprawy Rosji wtrąciły się inne państwa. Po obradach postanowiono interweniować. Rosja została podzielona na dwa odrębne państwa – Wschodnią, z Nikitą na czele i Zachodnią, w której panował Wiktor. Granica między nimi biegła wzdłuż rzeki Jenisej, przy jej końcu skręcając trochę na wschód i kończąc się niedaleko Ziemi Północnej.
Aby oddzielić dwa osobne, wrogo
nastawiono do siebie kraje, wzniesiono mur, a jedyne przejście prowadziło przez
most nad rzeką. Ludzie przechodząc obok granicy, widzieli siebie nawzajem,
widzieli swoje rodziny, lecz nie mogli odezwać się ani jednym słowem, wykonać
choćby drobnego gestu. Straż interweniowała od razu. Każda komunikacja między
mieszkańcami krajów kończyła się więzieniem, w niektórych przypadkach nawet
śmiercią.
Wiktor skupił swą uwagę głównie
na powiększeniu terenu, który był znacznie mniejszy od swojego wroga. Wiele
razy próbował podbić niektóre miasta w państwie Nikity, lecz nie udawało mu się
to. Dlatego wyruszył na podbój innych, słabszych krajów. Spróbował przyłączyć
do siebie Polskę. Wybuchła III wojna światowa.
Niedługo później Wiktor został w
brutalny sposób zamordowany. Jego ciało znaleziono przy murach granicy, na
ziemi Rosji Wschodniej. Jakby zamachowca chciał powiedzieć do Nikity: „Jestem
po twojej stronie, przyjacielu”. Jednak prezydent z Zachodniej odesłał
pokiereszowane, zakrwawione ciało do stolicy na Wschodzie, Moskwy. Odmówił
także, aby Rosja stała się znów jednym krajem. Zajął się swoimi sprawami. Był
dobrym politykiem. Prowadził sprawne rządy, wzmocnił nasze wojsko, a rozwój
technologii i nauki poszły w górę. Niedługo później Rosja Wschodnia stała się
militarną potęgą świata.
III wojna zostawiła po sobie
jednak trwały ślad. Polska została zbombardowana, jej odbudowanie zajęłoby całą
wieczność. Polacy zaczęli uciekać do innych państw, w których przyjmowano ich z
łaską. Najwięcej z nich przybywało do Rosji Wschodniej. Nadal bali się tych,
którzy ich zaatakowali, a wiedzieli, że prześladowcy nie odważą się zaatakować
miejsca, do którego zmierzali.
Pomimo, że Wiktor nie sprawował
już władzy, między Rosją Wschodnią a Zachodnią wciąż panowało napięcie. I było,
jest i będzie już tak zawsze. Tego nie da się zmienić. Choć za komunikowanie
się między sobą nie ma już tak srogich kar, nadal jest to nieprzychylne ze
strony władz. Zdolni są do zabicia z ukrycia, w sytuacji, w której nie padnie
nawet cień podejrzeń na sprawców.
Szedłem
starymi torami, mijając wraki pociągów. Moje nogi niechętnie posuwały się
naprzód po zeschniętych liściach, wplątanych między pordzewiałe szyny. Idąc
przed siebie, wyglądałem jak duch. Palce zarówno u nóg jak i rąk były odmrożone.
Twarz blada, wychudzona, okryta zarostem ,straszyłaby nawet z odległości 50
metrów. Wygląd trupa upiększały wpadnięte oczy, które nie przespały wiele nocy,
a może i nawet lat. Po jakimś czasie straciłem orientację, czy posuwam się na
północ, czy na południe. Po prostu wędrowałem jak zwierzę donikąd. Wiele torów, które
przekraczałem, prowadziło do pustych miast, a gdy patrzyłem przed siebie, widziałem tylko samotny wagon pasażerski .Z nieba spadł pierwszy śnieg.
Wszystko wokół było śpiące, a co za tym słowem się kryje i martwe...
Przystanąłem
na chwilę. Wiedziałem, że w ciemności daleko nie zajdę. Tę noc postanowiłem
spędzić w wagonie przeznaczonym dla bydła, lecz kiedy znalazłem się przy
wejściu do jego środka, uderzył mnie zapach stęchlizny. Wiedziałem, że na pewno
nie były to rozkładające się zwierzęta, ale nie chciałem sobie tego
uświadamiać. Moja podświadomość zmusiła mnie do wejścia w zagrożoną sferę. Postawiłem
pierwszy krok na pogniłych deskach i w półmroku, w kącie wagonu, dostrzegłem
stertę ciał. Wszystkie w zaawansowanej fazie rozkładu. Niejedne oczy patrzyły
na mnie, a twarze pozostawiały wyraz męki. Sięgnąłem do najbliższej kieszeni
plecaka, nie zdejmując go, wyciągnąłem podręczną latarkę i przyświeciłem nią
zwłoki. Tak jak przypuszczałem, większość ofiar miała na sobie blizny,wyżłobione co najmniej na kilka centymetrów. Przykucnąłem przy zwłokach chłopca, który znajdował się najbliżej mnie. On, z nich wszystkich, chyba był w najlepiej zachowanym stanie. Na sobie miał
granatowy sweter i podarte spodnie. Wysuwał do mnie szarą dłoń, na której
opierała się pogniła po części głowa . Obok niego znajdował się pluszowy
królik, cały pobrudzony od czerwonej mazi. Opuszkiem palców sięgnąłem po maskotkę i
przyjrzałem się jej dokładnie.
Nagle przeszyło mnie pewne wspomnienie.
Nagle przeszyło mnie pewne wspomnienie.
Mała
dziewczynka, o długich, jasnych lokach podała mi tą samą zabawkę, mówiąc,
żebym zawsze o niej pamiętał, jeśli kiedy kol wiek się rozstaniemy. Pamiętałem
dokładnie buźkę córki, niestety nie mogłem przypomnieć sobie imienia własnego
dziecka. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie wiedziałem, gdzie jest, czy jeszcze
żyje. Czy może podobnie jak ten mały chłopczyk leży gdzieś w bydlęcym
wagonie. Zsunąłem plecak z ramion i otworzyłem jego największą kieszeń. Wpakowałem
do niej królika i szybko zasunąłem suwak.
Mój wzrok utkwił w ciałach. Nie chciałem już więcej widzieć tego widoku, a zwłaszcza
sposobu w jaki na mnie patrzył ten chłopiec. Z kieszeni kurtki wyciągnąłem
zapalniczkę. Pstryknąłem nią i podszedłem po raz ostatni do wraków ludzi. Podpaliłem
najpierw ich ubrania, a ogień szybko pokrył ich ciała. Nie czekając już ani
chwili dłużej, narzuciłem plecak z powrotem na plecy i wyskoczyłem z wagonu.
Oddaliłem się od niego na bezpieczną odległość, wiedząc, że na pewno nie
zatrzymam się na noc na cmentarzysku wagonów i lokomotyw. Pozostawało mi iść
dalej. Nad sobą, w ostatnim świetle dnia ,zobaczyłem tylko przelatujące i
skrzeczące gawrony. Wiedziałem, że przylatywały tu z miejsc dotkniętych
epidemią. Leciały w tą samą stronę świata, w której kierunku zamierzałem pójść.
Mając nadzieję, że znajdę kogoś żywego, podążyłem za nimi w niepewności i
nadziei, zdając się na niespodzianki losu.
Prolog pisały Xeravina i Avem

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz